PAŹDZIERNIK / LISTOPAD  2023    AZORY

 

 Krótki wypad na Azory - dziewięć wulkanicznych wysp na Atlantyku stanowiących Region Autonomiczny Portugalii.  Byliśmy na trzech z nich.                                                                                                                   Pogoda bardzo zmienna. W dzień około 22 -23 stopnie i prawie cały czas dość mocno wieje. Góry często w chmurach. A góry to niemal całe Azory. Urwiste skalne wybrzeża. Właściwie żadnych plaż. Rozległe pustkowia, liczne stada krów, hortensje jako przydrożne zielsko (niestety o tej porze przekwitłe). Portowe miasteczka. Kościoły z obrazami utworzonymi z popularnych w Portugalii płytek azulejos.            Oprócz olbrzymiego wycieczkowca w Ponta Delgado, innych oznak "przemysłu turystycznego" nie zauważyłam. Wynajętym samochodem jeździliśmy od punktu widokowego do punktu widokowego podziwiając malownicze jeziorka w kalderach wulkanów lub fale rozbijające się o skaliste brzegi.             W trakcie przeprawy motorowym pontonem z wyspy Flores na wysepkę Corvo minęliśmy dużego żółwia morskiego a przez dłuższy czas figlowały obok nas delfiny. 

Dla mnie ciekawe było muzeum wielorybnictwa. Krótki filmik pokazywał jak harpunami mordowano olbrzyma. Ciało holowano do brzegu i specjalną pochylnią wyciągano do przetwórni. Przetwórnia to teraz muzeum. Oglądamy autentyczne urządzenia do wytapiania tłuszczu i mielenia kości na mączkę. Ostatniego kaszalota przetopiono tu w 1981 roku.

STYCZEŃ /  LUTY  2023     INDIE

 

              Kolejny raz ruszyliśmy do Indii. Naszym głównym celem był stan Orisa. Położony nad Zatoką Bengalską, o powierzchni połowy Polski i z ludnością przeszło 40 milionów. 

Orisa leży poza głównymi szlakami turystycznymi. Nieliczni biali, którzy tam dotrą stanowią dla miejscowej ludności swego rodzaju "atrakcję turystyczną". Kilkadziesiąt razy proszono nas o pozowanie do wspólnego selfi. Wielokrotnie też fotografowano "z ukrycia". Nigdzie ani nigdy wcześniej tego nie doświadczyliśmy. 

W Orisie jest wiele parków narodowych. Ze stateczku płynącego rzeką do parku Bhitarkanika podziwialiśmy przyrodę lasów mangrowych. Największe wrażenie robią wylegujące się w słońcu olbrzymie krokodyle koralowe.  

Zupełnie nowym doświadczeniem było goszczenie w pałacach potomków radżów.  Radżowie - władcy państewek i księstw w dawnych Indiach, w czasach postkolonialnych stracili niemal wszystko. Wiele ich pałaców zamieniono na muzea, szkoły lub hotele.  Dwukrotnie korzystaliśmy z pobytów w takich "quest housach".  Radża AUL, XIX pokolenie zamieszkujące pałac, posiłki jada razem ze swoimi gośćmi. Właściciel   GAJLAXMI PALACE kilka godzin oprowadzał nas po swoich obecnych posiadłościach. W obu pałacach jest służba.        

  Oglądaliśmy kilkusetletnie kompleksy świątynne. Niektóre jedynie z zewnątrz, bo wejście tylko dla hinduistów. Najbardziej egzotyczna atmosfera była jednak w XIX w.  aśramie JORANDA. Obchodzono jakieś ważne święto. Wśród tłumów pielgrzymów byliśmy jedynymi białymi. Nikt nas nie zatrzymał przy wejściu i mogliśmy swobodnie obserwować jak SADHOWIE, odziani jedynie w przepaski na biodrach, błogosławią leżących przed nimi plackiem wiernych. Godziliśmy się na liczne prośby o wspólne selfi, ale przyjęcia poczęstunków odmawiliśmy. 

I w Orisie i w stanie Maharasztra na zachodnim wybrzeżu zwiedzilismy kilka obiektów wpisanych na listę UNESCO. Między innymi XIII wieczną wspaniałą Świątynię Słońca w Konarku i niesamowite, kute przez wieki w skałach, światynie ADŻANTY i ELURY.

 

LISTOPAD  2022       ALGIERIA

 

Pogranicze Algierii z Libią i Nigrem to góry sięgające powyżej 2000 m. n. p. m.  Przepiękna pustynia w barwach od żółci przez pomarańcz i brąz do czerni. 300 metrowe wydmy tworzące w promieniach zachodzącego słońca wspaniałe obrazy. Pobyt na tym obszarze, to jak wędrówka przez tajemnicze wymarłe miasta i opuszczone zamki. Całości dopełniają skalne mosty i rzeźby kształtem przypominające zaklęte w kamieniu zwierzęta. Krajobraz zupełnie nie pasujący do standardowego wyobrażenia pustyni. Malowidła i ryty naskale przenoszą naszą wyobraźnię w czasy kiedy tereny Sahary były miejscem życia zwierząt i ludzi.

GHARDAJA - pięć osad na pustyni powoli zrastających się w całość. To średniowieczne obronne miasta położone około 200 km na południe od Atlasu Saharyjskiego. Budowane na wzgórzach. Otoczone 7 metrowymi murami obronnymi. Wąziutkie uliczki "tak aby zmieścił się objuczony osioł". Zamieszkałe głównie przez Mozabitów (odłam Islamu), którzy do tej pory żyję według własnych zasad. Mężczyźni noszą charakterystyczne szerokie spodnie, a kobiety "te które chcą" przez szparę w białej szacie patrzą na świat tylko jednym okiem.

WRZESIEŃ    2022      AUSTRIA   ALPY

 

Krótki wypad w okolice Mairhofen. Doskonałe miejsce na jednodniowe wycieczki w góry. Kolejki linowe wynoszą nas na odpowiednią wysokość, a tam, z widokami po horyzont, wędrujemy wybranym szlakiem. Chętni mogą polatać paralotnią. My przypomnieliśmy sobie wspinaczkę skałkową. Chwilami było ekscytująco...    Wokół pełno kapliczek i krzyży. Jak to w Austrii ...   Trafiliśmy nawet na jesienny redyk. A spaliśmy w pięknie ukwieconym tradycyjnym alpejskim domu.

KWIECIEŃ/ MAJ  2022     WYSPY   KANARYJSKIE

 

    Sądząc po informacjach i zdjęciach zamieszczanych w różnych źródłach Wyspy Kanaryjskie to przede wszystkim morze, plaże, hotele, baseny . . .  Jednym słowem przemysł turystyczny nastawiony na nic nie robienie. 

     Kanary to góry wulkaniczne z najwyższym szczytem Hiszpanii, niemal czterotysięcznym - Teide.           Odwiedziliśmy dwie z tych wysp - La Gomerę i Teneryfę. Z Imady, malutkiej wioski w głębi tej pierwszej wyspy, wyruszaliśmy na trasy górskie. Strome zbocza wulkanicznych wąwozów porośnięte palmami, agawą i opuncją i usiane dywanami z kolorowych i pachnących kwiatów stanowiły oszałamiające widoki. Podobnie jak niesamowite w kształtach i bajecznie kolorowe skały wulkaniczne. Z górnych partii wąwozów rozciągały się widoki na ocean i po horyzont. I pusto. . . Mało kto zapuszcza się tam w góry. Jednego dnia oprócz nas, trzech owiec, barana i motyli, na trasie nie było żywej duszy.

     

    Na Teneryfie wędrowaliśmy po zastygłej czarnej lawie usianej bombami wulkanicznymi, porośniętej sosnami i mnóstwem kwiecia. Ludzi na szlakach ciut więcej. Dużo, a nawet bardzo dużo, było jedynie w parku narodowym pod Teide. Ale tam można dojechać autem i autobusem. Jednak większość turystów ograniczała się tylko do podejścia na punkty widokowe. Niewielu, tak jak my, okrążało Roques de Garcia. Fantastycznie wyglądające w słońcu formy skalne ukształtowane z zastygłej lawy. Wokół pełno kwiatów, a wśród nich wspaniałe okazy wysokich na prawie dwa metry żmijowców. No i cały czas widok na wulkan z malutką plamką śniegu na szczycie.

 

X-XI  2021  HIMALAJE       KAYAR TREK   ROLVALING VALLEY

 

I sprawdziło się . . . nigdy nie mów nigdy . . .   Zmęczeni ograniczeniami pandemii i zachęceni przez właściciela zaprzyjaźnionej agencji trekingowej z Katmandu kolejny raz ruszyliśmy w Himalaje.  Było to niesamowite doświadczenie.                                                             

Ulice Tamelu zawsze pełne "białasów" wyglądały jak wymarłe. Duża część hoteli, restauracji i sklepów z pamiątkami była zamknięta. Na ulicy głównie miejscowi. Dawniej przewalały się tu tłumy turystów. Teraz widok białego człowieka zaskakiwał. 

Pierwszy, dwunastodniowy treking, wiódł fragmentem chyba najbardziej popularnej trasy w Nepalu w rejonie Annapurny (8091m. n. p. m.). W hotelach mogących pomieścić kilkadziesiąt osób, byliśmy jedyni.     Gorepani - popularne miejsce noclegowe na tej trasie - ziało pustką. Na szczęście góry zostały te same.

Rolwaling Valley to trasa trekingowa dużo mniej popularna. Inny jest też standard noclegów. Jednak cywilizacja wdziera się tutaj nieubłaganie. Głównie budowanymi drogami, zasięgiem telefonii i telewizją. Dawne ścieżki, wiodące obok niezliczonej ilości wodospadów, zarastają niechodzone albo są już drogami jezdnymi.  Na szczęście każda droga gdzieś się kończy. W głąb doliny można dostać się tylko piechotą. Widok ośnieżonego siedmiotysięcznika Gaurishankar Himal mieliśmy stale przed oczyma.

W tym czasie obchodzono tu święto Tihar. Przed wejściem do domów tworzy się z kwiatów, owoców i kolorowych proszków barwne mandale i zapala dużo świateł. Drugiego dnia święta - matki, siostry, żony, kuzynki . . . błogosławią swoich synów, braci, mężów, kuzynów . . . Obwieszają ich wieńcami z kwiatów, głowy obsypują płatkami, a na czole malują tilę. Tak przybrana jest płeć męska od niemowlaka po staruszka. Na tę uroczystość wypada przybyć do rodzinnego domu nawet z daleka.  W głębi doliny Rolwaling starsze osoby ubierają się jeszcze trdycyjnie. Jednak widok taki w Nepalu jest już coraz rzadszy.

Zupełnie nowym zjawiskiem były dla nas wędrujące po górach grupy młodych Nepalczyków. Obojga płci. Dwa lata temu jeszcze tego nie widzieliśmy. 

Samolot z Katmandu do Emiratów Arabskich po brzegi wypełniony był młodymi nepalskimi gastarbaiterami. Kolejne setki młodych mężczyzn czekały na lotnisku na swój wylot . . .

2020    LUTY    (epidemia koronawirusa)

        POŁUDNIOWY WIETNAM i POŁUDNIOWY LAOS

 

Luty na tych terenach to pora sucha. Upał. Przemysł turystyczny kwitnie. Bariera językowa sprawia, że TV nie oglądamy i dzięki temu jesteśmy wolni od doniesień o epidemii koronawirusa. Zwiedzamy zabytkowe miasta, ruiny kompleksów świątynnych, Deltę Makongu . . .   Ale najciekawsze są wioski. Po tych rozsianych w dżungli w okolicach Kon Tum oprowadza nas przewodnik, który jako czternastolatek właśnie tutaj walczył przeciw Vietkongowi. Nauczył się wtedy kilku miejscowych języków. Wioski oddzielone tylko rzeką to tereny różnych plemion mówiących własnymi językami. Dzięki znajomościom z tamtego okresu pijemy miejscowe wino w chacie "sołtysa" i oglądamy tradycyjną świetlicę. W tych olbrzymich budowlach odbywały się i odbywają nadal ważne wioskowe wydarzenia i uroczystości. Dawniej były to też miejsca noclegu dla przyjezdnych. 

Echa wojny z Amerykanami są tu żywe i widoczne. W Laosie wojsko nadal rozminowuje dżunglę. A na terenach Katangów, które w czasie wojny były intensywnie bombardowane przez Amerykanów, długie metalowe obudowy po bombach kasetowych służą do przydomowej uprawy szczypiorku. Tam też uwierzono w ochronne właściwości jajek na twardo w walce z koronawirusem...

Tuż po naszym powrocie do kraju świat zamarł walcząc z pandemią i wiele wskazuje na to, że być może była to nasza ostatnia tak daleka i egzotyczna podróż...

                                                                     2019 HIMALAJE - NEPAL

Siódmym trekingiem, tym razem do bazy pod ośmiotysięcznikiem Makalu, POŻEGNALIŚMY SIĘ z  HIMALAJAMI !!!   Wiele okoliczności wyprawy złagodziło nam żal z rozstania. Znaczna część trasy wiodła w poprzek łańcuchów górskich, czyli zaliczaliśmy długie (nawet 1300 metrowe) ostre wejścia aby za chwilę stromo zejść kilkaset metrów. Większość drogi wiodła po ułożonych z kamieni schodach !  Wiosek było mało i tylko na niższych wysokościach. Potem już koniecznie trzeba było dojść do następnego, jedynego możliwego, miejsca do spania i jedzenia. Te, tak zwane lodże, to na tej trasie baraki z blachy falistej w których temperatura jest taka jak na zewnątrz. Pogoda jak na tę porę roku (listopad) zła, czyli mgły już od wczesnego przedpołudnia spowijające wszystko dookoła, a powyżej 3500 metrów w nocy mróz i czasami śnieg. Trzeba jednak przyznać, że przez kilka dni szliśmy wśród zboczy porośniętych rododendronami, które muszą bajecznie wyglądać w porze kwitnienia.

Duże zmiany zauważyliśmy w Katmandu. W czasie trzęsienia ziemi w 2015 roku zawaliło się lub nadwyrężyło wiele starych budynków. Ruiny wyburza się i stawia nowe domy. Bardzo zmienia to charakter miasta. Znikają placyki na których kwitł handel. Często tłoczą się teraz na nich samochody i niezliczone motocykle. To już nie to Katmandu w którym 22 lata temu wylądowałam pierwszy raz.

2018  TAJLANDIA i KAMBODŻA   

Przeszło pięć jesiennych tygodni w Tajlandii i Kambodży to dobry sposób na ucieczkę od krótkich dni w stronę słońca. Było go dużo, grzało mocno a upał nie odpuszczał nawet nocami. 

Ponoć życie zaczyna się na emeryturze . . .

Nasza grupa + - siedemdziesięciolatków to dowód na to stwierdzenie. Właśnie po raz pierwszy cały dzień spływaliśmy rzeką na tratwie mijając wioski, plantacje bananów, mandarynek i ananasów.  Zwieńczeniem była noc w wiejskiej chacie z mat bambusowych. Wentylator ochładzał nam o kilka stopni powietrze a gaz z butli podgrzewał wodę w prysznicu. 

Takich zdobyczy cywilizacji nie było w czasie nocy spędzonej w dżungli w hamaku. Całodzienny pot zmywaliśmy długo rozkoszując się nagrzanymi wodami wodospadu. W ciągu dnia w drodze przez zarośla towarzyszyło nam wycie gibbonów a ciemność nocy rozświetlały tylko robaczki świętojańskie. I na pewno sami nie zauważylibyśmy zwisającego wśród gałązek patyczaka. 

Całodniowa wycieczka rowerowa po wioskach tajlandzkich była okazją do poznania warunków życia których nie zauważy wycieczkowicz z okien autokaru.

Oczywiście byliśmy też częścią hordy turystów w Angkorze, Białej Światyni w Chiang Rai i w innych miejscach które należy zobaczyć. 

Wylegiwaliśmy się na pięknych, lecz miejscami mocno zaśmieconych, plażach turystycznej wyspy Koh Rong i moczyli ciała w nieprzyzwoicie ciepłej morskiej wodzie. Na szczęście byliśmy zdrowi, bo na wyspie nie ma ani jednego lakarza.

 

 

 

 

 

 

2017  HIMALAJE NEPALU - HELAMBU i LANGTANG

Piąty treking w Himalajach. Tym razem rejon Helambu i Park Narodowy Langtang na północ od Katmandu.

Przez wilgotne lasy rododendronów, po burzy bajkowo oprószone śniegiem, zmierzaliśmy ku przełęczy Laurabina. Wysokość niemal 4700 m.n.p.m. stanowiła pewne wyzwanie. Szczególnie dla osób po raz pierwszy wznoszących się na takie poziomy.  Ale cała nasza grupka 60+, czy raczej 70-, poradziła sobie. 

Po przekroczeniu grani widok spowitego w chmurach świętego jeziora Gosaikund wynagrodził trud pięciogodzinnego podejścia. 16 jezior, rozrzuconych na różnych wysokościach w olbrzymim kotle polodowcowym, to miejsce pielgrzymkowe wyznawców Hinduizmu. Tutaj Siwa miał przebić trójzębem lodowiec aby dostać się do wody. 

Trasa trekingu prowadzi przez okolice dotknięte trzęsieniem ziemi w kwietniu 2015 roku. W niektórych wioskach niemal wszystkie domy uległy zawaleniu. Porzucone ruiny i prowizoryczne konstrukcje z blachy falistej dają świadectwo rozmiaru katastrofy. 

W Ryangjin Gompa na wysokości 3850 m. mieszkamy w odbudowywanym właśnie guest housie. W budynku  montuje się nawet sedesy i ujęcia wody. Ale myśl o ogrzewaniu nie przychodzi chyba nikomu do głowy. No ... wewnątrz mrozu nie było. 

Piękne były za to widoki rozpościerające się z okolicznych szczytów na całą grań i zamykający dolinę siedmiotysięcznik Langtang Lirung. 

                                                        2017  PÓŁNOCNY LAOS i PÓŁNOCNY WIETNAM     

 

 W Laosie i Wietnamie, w przeciwieństwie do Indii czy Sri Lanki, ruch uliczny jest prawostronny, śmieci sprzątane i nie widać bezpańskich psów konających z chorób i wycieńczenia. To było pozytywne zaskoczenie. Nikt nie namawia do kupna czegokolwiek i niestety po wyjściu z autobusu nie obskakuje nas tłumek naganiaczy hotelowych. Lokum należy sobie znaleźć samemu. 

W obu krajach, na małomiasteczkowych bazarach, sprzedaje się zabite dzikie zwierzęta futerkowe, poćwiartowane pytony (?), upieczone szczury i nietoperze. Jada gotowane razem z racicami nogi bawoła, jego pysk i penis. No...nic się nie marnuje.

Wietnam zamieszkuje przeszło pięćdziesiąt grup etnicznych. My pochodziliśmy po górskich wioskach Kwiecistych Hmongów żyjących w pobliżu granicy z Chinami. Niemal wszystkie ich kobiety noszą tradycyjne kolorowe stroje. Stare domy to: klepisko, prycze do spania i palenisko z otwartym ogniem. Nowe, to często betonowe pałacyki. Poletka ryżowe orze się sochą ciągniętą przez bawoła.  W każdej zagrodzie widać co najmniej jeden motocykl, podstawowy tu środek lokomocji i transportu.

Przez wieki, na obszarach Północnego Laosu i Wietnamu, mnisi buddyjscy sytuowali świątynie w trudno dostępnych grotach i jaskiniach. Potężne stalagnaty wyglądają jak kolumny podtrzymujące strop mogącej pomieścić niejednokrotnie tysiące pielgrzymów świątynii. Do wielu z nich dostęp jest tylko od strony rzeki.

Ha Noi to ośmiomilionowa metropolia z pięcioma milionami motocykli. My mieszkaliśmy w Starej Dzielnicy gdzie w plątaninie uliczek, na chodnikach, rozkładają się warsztaty rzemieślnicze, sklepy i garkuchnie. Życie toczy się dosłowmie na ulicy po której i jeździ się i chodzi. 

2016  SRI LANKA

 

Na Sri Lance nawet w lutym jest bardzo gorąco. Nadmorskie hotele, oblegane przez turystów i surferów, stoją wzdłuż ciągnących się kilometrami piaszczystych plaż.

W głębi wyspy, z pociągów pamiętających czasy kolonialne, przerdzewiałych, często już bez drzwi i okien, godzinami można podziwiać herbaciane plantacje .

Liczne wojny między królestwami, toczone przed wiekami na Cejlonie, skutkowały wymarciem i opuszczeniem zrujnowanych walkami miast. Dzisiaj turyści wczuwają się w klimat tych pełnych świątyń, klasztorów, stup i misternych rzeźb miejsc, poruszając się po ich obszarze na przykład rowerami.

Na wyspie są okolice gdzie może zaskoczyć nas przekraczające jezdnię stadko dziko żyjących słoni. A wszechobecne małpy, pawie i warany dodają egzotyki całej wyprawie.

                                                                               2014  NEPAL

W październiku i listopadzie 2014 roku przez 28 dni wędrowaliśmy po Himalajach. Tym razem przeszliśmy trasę prowadzącą pod Mont Everest - bodaj najpopularniejszą w Nepalu.

 Ilość turystów mijanych po drodze przerosła nasze wyobrażenia. W dużej mierze były to zorganizowane grupy, często z  przewagą emerytów. Wioski, skupiska budynków czy pojedyncze kamienne chatki były nastawione na obsługę tej chmary ludzi.

Dlatego, gdzie tylko się dało, odbijaliśmy od głównego traktu, aby spokojnie kontemplować piękno gór, przyjrzeć się napotykanym obiektom kultury buddyjskiej i choć trochę poczuć atmosferę życia wysoko, daleko i bez wygód cywilizacji.

Chwilami bywało ciężko. Szczególnie kiedy trzeba było podejść na pięciotysięczną przełęcz a następnie zejść 2000 metrów. Było to duże wyzwanie - głównie dla kolan. Ale daliśmy radę !

 

 

                                                                                2011  BIRMA

Birma, to błyszczący złotem kraj biednych ludzi, gdzie sklecone z mat i szmat domostwa, w wielu miejscach stoją dosłownie w cieniu pokrytej złotem wielowiekowej świątynii.

To ojczyzna licznych plemion noszących tradycyjne stroje i wielkiej armii mnichów i mniszek widocznych w miastach i wioskach.

Twarze dla ochrony przed słońcem smaruje się tu proszkiem ze startego drzewa tanaka.

A nad wszystkim górują kolosalnej wielkości posągi Buddy.

2014 - 2011 - 2008 - 1997  INDIE

 

Indie trudno opisać kilkoma zdaniami. Dla mnie były pierwszym zetknięciem z Azją. Niesamowity hałas i tłok dużych miast. Wszechobecny brud i trudny do zniesienia smród moczu oddawanego przez mężczyzn pod murkami lub w otwartych ulicznych pisuarach. Kolorowe sari kobiet. Tradycyjne ubiory mężczyzn na prowincji. Krowy na ulicach a w Radżastanie nawet słonie. Kunsztowne pałace i świątynie z różnych epok. Wspaniałe owoce i egzotyczne smaki potraw. "Święci mężowie" ustawiający się do zdjęcia za 5 rupii. Palenie ciał nad brzegami Gangesu. I kierowcy autobusów pędzący środkiem dziurawych i pustych szos "na czołówkę", w ostatniej chwili mijający się o centymetry. No, lepiej dla nerwów było zamknąć oczy i spać.

2011 INDIE - RADŻASTAN

To stan Indii gdzie poczuliśmy bajkową atmosferę opowieści o radżach i ich pałacach. Misterne budowle gustownie i bogato zdobione. Imponujące rozmiarami i usytuowaniem. Pełne wyrobów ze srebra, drogich kamieni i kości słoniowej. Mistrzowsko wykonane.      

A w miastach u podnóża tych cudów rzemiosła, odchody setek "świętych krów" wymieszane z brudami ulicy i rozmyte deszczem, gdzie trzeba szukać miejsca do postawienia stopy, aby nie za bardzo się ubrudzić.

I na tle tego, nie waham się powiedzieć, syfu - kolorowe sari kobiet, srebrne bransolety na rękach i często bosych stopach oraz jaskrawe turbany mężczyzn.

Barwne pielgrzymki wędrujące setki kilometrów do świątyni Ramy w Puszkarze. Rytualne kąpiele w świętym jeziorze. I atrakcja dla turystów - słonie na ulicach jako zwierzęta gospodarcze.

 

                                                                                    

2011  ZANSKAR i LADAKH - HIMALAJE INDYJSKIE

Tybetańczycy zamieszkujący dawne himalajskie królestwa Zanskaru i Ladakhu dzięki przynależności do Indii uniknęli losu swoich rodaków w Chinach.

"La" znaczy przełęcz, a "dakh" wiele. Nazwa ta dokładnie oddaje charakter tej pustynnej wysokogórskiej krainy. Krajobraz tutejszy to nagie wietrzejące góry z rzadkimi oazami zieleni w pobliżu wody.

Oba byłe królestwa leżą na dawnym szlaku karawanowym. Ludność w wysoko położonych wioskach nosi jeszcze tradycyjne stroje. Dużym przeżyciem są odwiedziny w odosobnionych górskich klasztorach istniejących niejednokrotnie od czasów średniowiecza w niemal niezmienionej formie. 

                                                                             2010  INDONEZJA

Indonezja rozrzucona jest na kilkunastu tysiącach wysp na których dymią liczne wulkany, a ludność posługuje się ponad dwustoma językami. Największy ludnościowo kraj islamski.

Ja byłam na czterech wyspach i trzech wulkanach. Oglądałam występy tancerzy na Bali i pokazy teatru cieni. Wędrowałam przez tradycyjne wioski i po polach ryżowych.

Zwiedziłam wiele świątyń i uczestniczyłam w fascynujących obrzędach pogrzebowych ludu Toraja na Celebesie i widowiskowym pogrzebie hinduistycznym na Bali.

A w samolocie linii Lion-air przeczytałam wykaz okolicznościowych modlitw "przed startem" dla Islamistów, Protestantów, Katolików, Hinduistów i Buddystów. To się nazywa tolerancja...

2008  PERU

Nigdy nie byłam tak zakurzona jak w czasie czterodniowego trekingu do Machu Picchu. Szły dziesiątki grup turystów. Każda z kawalkadą osłów podnoszących tumany kurzu na trasie. A na biwakach nie było czasami nawet wody. Widok usytuowanego na szczytach gór miasta był jednak wart tych trudów.

Ekspozycje w muzeach Peru prezentujące wyroby różnych kultur przedinkaskich i Inków robią niesamowite wrażenie. Ludy te nie znały żelaza, więc naczynia, ozdoby, przedmioty kultu, wykonywali z tego co mieli, czyli złota i srebra.

Na trekingach w Andach napawaliśmy się widokami ośnieżonych sześciotysięczników patrolowanych przez szybujące ponad nimi kondory. 

Peru to też kraj trzech tysięcy odmian ziemniaków i dań przyrządzanych ze świnek morskich oraz tajemniczych pochówków usytuowanych na pionowych ścianach skalnych.

 

                                                                              2006  KUBA

Trzy tygodnie na Kubie i wyglądałam dziesięć lat młodziej. To chyba efekt wilgoci i naturalnego jedzenia. Niestety nie utrzymał się zbyt długo. . .

Na śniadania serwowano zawsze dwa jajka w wybranej postaci plus pieczywo, masło, świeże owoce i na miejscu wyciskany sok. A obiad w prywatnym mieszkaniu w Hawanie, który zaproponowano nam tajniackim szeptem na ulicy, to była uczta: langusta, krewetki, ryż z czarną fasolą, surówka, smażony banan i piwo. W tej sytuacji przywiezione z kraju zupki (bo przecież tam nie ma co jeść) porzuciliśmy na kolejnej kwaterze.

Na ulicach stolicy pustawo. Królują krążowniki szos z lat pięćdziesiątych i o dziwo nadal jeżdżące wraki z tego samego okresu. Fasady, czasami pięknych przedrewolucyjnych budynków, zieją pustymi wnętrzami. Domy odrapane. Przez dziesięciolecia nie remontowane. Życie toczy się na chodniku, bo wewnątrz jest bardzo ciemno. Ale wszędzie jest czysto.

Ludzie rozśpiewani, roztańczeni - właśnie obchodzono osiemdziesiąte urodziny Fidela i kolejną rocznicę rewolucji.

2003 i 2005   TYBET 

Tybet Centralny to płaskowyż niemal pozbawiony roślinności gdzie w przeźroczystym powietrzu widoki rozciągają się po horyzont. Podróżowanie po jego terytorium  było jak cofnięcie się w czasie.

Tradycyjne ubiory i nakrycia głowy, nawet mężczyzn, stanowiły uzupełnienie dla wielowiekowych klasztorów buddyjskich podnoszących się po zniszczeniach rewolucji kulturalnej. Pielgrzymi kręcący  ręcznymi młynkami modlitewnymi i dolewający tłuszcz yaka do metalowych czar z płonącym ogniem, potęgowali wrażenie przebywania na końcu świata.

Tam też gościliśmy w namiocie nomadów wypasających yaki w górach i wewnątrz domów w których otwarte palenisko było centralnym punktem izby. Można więc powiedzieć, że poznaliśmy Tybet od środka. 

 

 

    2003 i 2005  CHINY

Chiny to dla mnie ciekawe architektonicznie wieżowce dużych miast, jak i tradycyjne dzielnice,gdzie życie toczy się na ulicach, na których się śpi, je, gra w madżonga i ćwiczy tajczi.

Rozwój miast Chin jest skokowy. W 2003 roku w stolicy Syczuanu Czengdu dwie trzecie pojazdów to były rowery. W 2005 roku w tym samym mieście proporcje rowerów do aut były już odwrócone. Miejscowość w Yunanie opisywana w przewodniku jako "mała urocza wioseczka" okazała się kilkunastotysięcznym miastem w budowie.

W każdym hotelu w Chinach, od Pekinu po miasteczka tybetańskie, na wyposażeniu pokoju był termos z wrzątkiem, torebki herbaty i kubki do jej zaparzania. W zupie często pływały całe kurze głowy z dziobem, grzebieniem i oczami, zaś na ulicznym straganie można było kupić pieczone, chyba szczurze, głowy.

Świątynie zburzone w czasie rewolucji kulturalnej odbudowywały panie w czyściutkich fartuszkach i białych rękawiczkach. A oryginalne czerwone książeczki Mao, niegdyś świętość, całymi stosami leżały do kupienia za kilkadziesiąt juanów.

2002  MAROKO

W medinach starych marokańskich miast życie toczy się niemal bez przerwy. W Fezie ruch uliczny zamierał około pierwszej w nocy, a już po trzeciej budził wszystkich głos muezina, po czym z hukiem podnoszono żaluzje herbaciarni i poziom hałasu wracał do normy. W wąskich uliczkach rozkładały się zakłady rzemieślnicze, kwitł handel i życie towarzyskie. W grubych murach otaczających mediny gnieżdżą się tysiące jaskółek i jeżyków, które o zmierzchu dają oszałamiający spektakl na niebie. A w opuszczonych ruinach rzymskiego miasta pod murami Rabatu uwiły gniazda setki bocianów i marabutów.

Po tych urokach życia w zatłoczonych miastach treking po Atlasie Wysokim zadziwiał widokami, przedziwnymi kolorami skał i zniewalającą ciszą.

I jak zwykle w Afryce północnej w Maroku są pozostałości z czasów rzymskich. Miasto Volubilis, po upadku Rzymu, funkcjonowało jeszcze do XVII wieku. Dzięki temu można tu nadal podziwiać pozostałości budowli i wspaniale zachowane mozaiki.

2001  IRAN

Zdjęcie do wizy musiało być zrobione w chuście zakrywającej włosy, a ubiór maskować kształty ciała. Mimo to koleżanka była raz niepokojona przez policję obyczajową. Według nich bluzka nie zakrywała dostatecznie bioder. Uratowała ją babcia ukryta pod czarczafem, gdy po długiej i bezowocnej dyskusji z natrętami nagle odsłoniła aż do kolan gołe nogi. Stróże prawa uciekli w popłochu.

Ludzie w Iranie byli mili i kontaktowi. Traktowali nas jak gości a nie jak turystów. Ciągle słyszało się "hello".  Ale . . . kobiety odzywały się tylko do kobiet, a mężczyźni do mężczyzn.

Kraj pełen zabytków:

Persepolis zdobyte i zburzone przez Aleksandra Wielkiego.   Usytuowane w odległych górach miejsca kultu zoroastrian, gdzie strażnicy przez wieki podtrzymują święty ogień. Zbudowana z gliny twierdza Bam - miejsce postoju na Jedwabnym Szlaku. Czy zdobione misternymi mozaikami budowle muzułmańskie.

Było też kilka osobliwych zaskoczeń.

W Iranie obowiązują trzy kalendarze. A więc byliśmy tam w 2001 roku według kalendarza chrześcijańskiego, w 1380 - według kalendarza perskiego i w 1422 - według kalendarza arabskiego.

 No i zupełnie nie umieliśmy odpowiedzieć na pytanie pewnego czterdziestolatka jak smakuje alkohol.

2000  EGIPT

W Kairze przeżyłam chwilę paniki gdy siedząc w otoczonej szczelnie rzeką aut taksówce, uświadomiłam sobie, że w razie czego nie ma żadnej możliwości opuszczenia jej, bo wszystkie samochody stoją w zbitej masie niemal dotykając się maskami.

Muzeum Kairskie zaskoczyło mnie mrokiem, duchotą i zakurzonymi i prawie nie opisanymi wspaniałymi eksponatami.

Piramidy, świątynie, grobowce i posągi - to na pewno trzeba zobaczyć.

Ale Egipt to też Sahara. Kilka godzin w żarze jej dnia i noc spędzona na rozgrzanym piasku, gdy w świetle księżyca nagle jak duch przebiega lis pustynny, zostawiają wrażenie ciszy i majestatycznej przestrzeni.

Dwudniowy rejs feluką w dół Nilu pozwolił przyjrzeć się mijanym wioskom i ich mieszkańcom. Takiej możliwości nie mieli pasażerowie niezliczonej ilości mijających nas statków wycieczkowych.

Biwak pod Górą Mojżesza na Synaju. Potem nocna wspinaczka w towarzystwie setek pielgrzymów z całego świata na jej szczyt tylko po to, aby zobaczyć wschód słońca była jak swego rodzaju zbiorowe misterium. Myśmy dopełnili je w klasztorze świętej Katarzyny wysłuchując opowieści mnicha o jego kilkunastowiecznej historii.

 

1998  TUNEZJA

To było moje pierwsze zetknięcie z Afryką i dotkliwy koniec przekonania, że na tym kontynencie zawsze jest ciepło. Koniec listopada - w dzień do wytrzymania, w nocy przymrozki. Odtajaliśmy dopiero na południu kraju.

W Soussie przed świtem dźwięki z minaretu całą mocą głośników rozchodziły się w krystalicznym powietrzu. Na północy Tunezji ruiny dobrze zachowanych miast z czasów rzymskich. Na południu, w kraju Berberów, usytuowane na wzgórzach obronne wioski, których początki sięgają średniowiecza. Niektóre nadal częściowo zamieszkałe. W innym miejscu, dla ochrony przed upałem latem, a chłodem zimą, domostwa sytuowano w wykopanych kilkunastometrowych dołach.

Po dwudniowej przejażdżce przez pustynię na grzbiecie wielbłąda, jeszcze długo bolały nas kości bioder, a w zębach chrzęścił piasek z placków pieczonych w popiele.

 

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl